11 lutego 2011

Sztuczna opalenizna z pianki

Jestem typem bladziocha z ogromnym zamiłowaniem do brązowego kolorku na ciele. Niestety zawsze słabo się opalałam i efekt nigdy nie był taki jak chciałam. Przez tą moją miłość do opalenizny zniszczyłam sobie skórę i twarz chodząc na solarium. Wiem, że to szkodliwa rzecz, ale miałam słabość i rezultaty były idealne. Skończyłam z tym a w zamian zapodaję sobie opaleniznę z pianki :)

Mowa tu o samoopalaczu z Dax Cosmetics.

Stosuję go z przerwami od ponad pół roku (a może to już rok?) i to pierwszy samoopalacz, który zrobił na mnie takie wrażenie. Kiedyś raz użyłam w postaci kremu, ale wyszło to okropnie bo tylko narobiłam sobie plam. Ten jest zupełnie inny.
Podobno samoopalacze w piance są dobre dla suchej skóry, jednak moją raczej przesusza.
Pianka bardzo szybko się wchłania, więc trzeba się namachać aby dobrze rozprowadzić produkt. Dla mnie to duży plus bo nie lubię wcierać zbyt długo czegokolwiek w skórę.
Ma niestety typowy zapach samoopalacza, ale tego chyba nie da się uniknąć. Smrodek ten czuć nawet na następny dzień, ale ja już się przyzwyczaiłam.
Efekt opalenizny utrzymuje się naprawdę bardzo długo. Dla lepszego efektu warto powtarzać nakładanie samoopalacza co drugi - trzeci dzień, wtedy skóra nabiera bardzo fajnego kolorku.
Chciałam Wam pokazać różnicę przed zastosowaniem Dax'a i po, ale wydaje mi się, że mój aparat nie odzwierciedli tego dokładnie.



Zapomniałabym dodać, że kosmetyk ten jest bardzo wydajny. Na powyższym zdjęciu widać nawet dokąd sięga samoopalacz, także po tylu stosowaniach ubyło naprawdę bardzo niewiele.
Czytałam różne opinie na temat tego produktu, i te dobre i złe. Niektórzy zachwalają, a niektórzy go nie polecają. Dlatego należy samemu przetestować ten samoopalacz aby ocenić do której grupy się zaliczamy. Ja go polubiłam i będę używać.