Byłam pod wrażeniem efektu na powiekach jakie widziałam u katOsu, która jako pierwsza zapoznała mnie z tym kosmetykiem. Wszystkie moje bazy pod cienie jakie używałam (ArtDeco i Gosh) nie powodowały ujednolicenia koloru na powiece tak jak to cudeńko.
Zdecydowałam się w końcu na zakup Soft Ochre i te 5g produktu kosztowało mnie ok. 75 zł. Niby dużo jak za taką ilość, ale uwierzcie mi, że Paint pot jest bardzo wydajny. Przy moim codziennym używaniu nie zaobserwowałam dużego zużycia a przede mną jeszcze ok. 96% produktu.
![]() |
W rzeczywistości nie jest tak pomarańczowy. Ciężko mi było znaleźć dobre światło. Na dodatek zdjęcia robione telefonem komórkowym. |
Pierwsze wrażenie?
Paint pot naprawdę kryje! Świetnie rozjaśnia skórę w okół oczu i powoduje, że jest ona gładka i pozbawiona zaczerwień. Jednak zawiodłam się na trwałości. Już po paru godzinach cienie i tym samym Pain pot zbierały mi się w załamaniu powieki. Gorzej niż bym nie użyła żadnej bazy! W kolejnych dniach próbowałam a to nałożyć mniej, a to więcej, rozprowadzić tak, albo inaczej. Już się załamałam, że to kolejny produkt z MAC, który totalnie mi nie pasował i który będę musiała komuś oddać. Mimo swojej natury byłam bardzo cierpliwa i nie dałam za wygraną.
Jakoś udało mi się okiełznać ten produkt do takiego stopnia, że używam go do tej pory. Jest dobry jako sam cień oraz baza, jednak na większe wydarzenia stosuję normalne bazy pod cienie bo aż tak nie ufam produktowi MAC.
Zastanawiałam się jak on działa i doszłam do tego, że po prostu szybko zastyga i jeżeli nie rozprowadzimy Paint pota dokładnie od razu to zrobią nam się plamy i ciężko będzie to rozsmarować. Ciężko usunąć go wodą, zatem można by go nazwać wodoodpornym.
Nie jest to produkt dla mnie idealny i obowiązkowy, ale skoro go mam to wykorzystam bo może być alternatywą bazy.
Fajną recenzję zaserwowała nam smoky evening eyes - Link do notki.