5 kwietnia 2012

Wygląda jak kiwi, pachnie jak gruszka

Z podobnym kosmetykiem nie miałam prędzej do czynienia.
Bielenda zaserwowała mi ucztę dla nosa i dla ciała.

Wygładzający peeling do ciała z czarną oliwką został przeze mnie zakupiony totalnie przypadkowo. Lubię próbować nowe produkty a szczególnie dotyczy to scrubów do ciała. Nigdy nie jestem stuprocentowo zadowolona z takich kosmetyków, więc szukam i szukam...

Przedstawiony przeze mnie peeling składa się z mnóstwa malutkich i dosyć ostrych drobinek, które mocno peelingują a skóra po użyciu jest bardzo gładka i miła w dotyku.

Konsystencja jest raczej wodnista i trzeba uważać bo spływa z dłoni i z ciała, dlatego polecam energiczne i dokładne wmasowywanie.

Urzekł mnie ten produkt z dwóch względów. Pominę fakt, że w miarę dobrze peelinguje i jestem z niego zadowolona, ale zapach wg mnie jest bardzo podobny do pysznej i soczystej gruszki prosto zerwanej z drzewa. Kolor peelingu natomiast przypomina zmielone kiwi :) Dziwaczna sprawa.
Zawsze jak odkręcam wieczko to uśmiech sam mi się ciśnie na usta. Nie wiem czemu. Tak po prostu.

Aż by się chciało to polizać i posmakować.

20 marca 2012

Tonik? Ciężka sprawa

Od zawsze zastanawiałam się czy tonik faktycznie jest taki niezbędny w naszej codziennej pielęgnacji bo niby go używam, ale nie wiem co dokładnie robi z moją twarzą. Ja przynajmniej nie zauważam na swojej skórze jakichkolwiek efektów. Niektórzy twierdzą, że to tylko woda, więc jaki sens jest go używać? Mogłabym stwierdzić, że jest to produkt dla mnie zbędny, ale i tak używam. Chyba to daje mi takie uczucie dopełniania pielęgnacji bo mam wrażenie, że co nie zmyje mleczko do demakijażu to tonik uzupełni te braki.

No właśnie, a co Wy o tym sądzicie? Tonik jest potrzebny czy nie?

W swojej pielęgnacji stosowałam wiele toników do twarzy. Głównie były nimi produkty z Ziaji bo są łatwo dostępne, tanie i ekstremalnie wydajne! Jednak zdarzały mi się te oparte na alkoholu, więc nie specjalnie dobrze działały na mojej suchej skórze, no ale człowiek uczy się na błędach.

Mam zatem prośbę do Was. Polećcie mi jakiś fajny tani tonik do skóry suchej, bez alkoholu. Szukam produktu idealnego, więc chciałabym przetestować jak najwięcej możliwości.

Pozdrawiam i dziękuję za komentarze.

18 marca 2012

Przykre doświadczenie

Muszę się z Wami podzielić pewną niewesołą sprawą, która spotkała mnie jakiś czas temu. Ciągnęło się to całą zimę i niestety dopiero teraz zauważyłam, że sama sobie szkodziłam :(.

Od razu przyznam się, że uwielbiam podkład Revlon Color Stay dla cery suchej i normalnej. Stosuję go tylko w zimie bo uważam, że ma świetne krycie a ja w tym czasie lubię nakładać troszkę więcej kosmetyków na twarz (wydaje mi się, że chronię wówczas cerę przed czynnikami zewnętrznymi).
Podkład ten zwykle kupuję na Allegro ponieważ "normalna" (nienormalna) cena jaką oferuje za niego Douglas jest dla mnie raczej zbyt wysoka. Kupienie kosmetyku za ponad 60 zł, w momencie gdy można mieć coś za połowę mniej powoduje, że włącza się opcja - sknera i decydujemy się na tańszą wersje. Niestety tym razem wybór ten okazał się dla mnie pechowym.
Jako, że mam cerę bardzo suchą to normalne u mnie jest, że w okresie jesienno - zimowym walczę z wyjątkowym przesuszeniem na twarzy. Niekiedy pojawiają się także liszaje i pełno mam suchych placków. Jednak często pojawiają się one tylko na policzkach i gdy stosuję tłuste kremu to problem często znika. Niestety w tym roku wyjątkowo narzekałam na te przypadłości. Problem z suchymi skórkami objął całą twarz! Nos, czoło, skóra nad górną wargą.

Skórę na twarzy miałam mocno zaczerwienioną, walczyłam z nieprzyjaciółmi a suche placki były na tyle uporczywe, że odznaczał się na nich podkład co oczywiście wyglądało wyjątkowo nieestetycznie :( Męczyłam się, męczyłam. Zmieniałam nawet kilka razy kosmetyki do demakijażu bo myślałam, że to one są winowajcami. Krem skreśliłam na samym początku bo wiedziałam, że to nie jego sprawka. Nawet twarz myłam tylko wodą aby nie używać zbyt wielu kosmetyków. Najgorsze jest to, że aby zniwelować te suche miejsca stosowałam często peelingi, które czasami były bardzo bolesne.
Naprawdę nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Miałam dość.

Aż dopiero kilka dni temu gdy zmyłam makijaż i zobaczyłam co mam z twarzą to mocno się przeraziłam. Cała twarz była w czerwonych plamach a skóra piekła mnie tak jakbym spędziła cały dzień na słońcu i doznałam poparzenia! Nawet mój narzeczony się przestraszył jak mnie zobaczył.
I wiecie do czego doszłam? Że to ten nieszczęsny podkład z Revlon, który zamówiłam od całkiem przypadkowego sprzedawcy spowodował tą masakrę na twarzy! Tak się pospieszyłam z zakupem, że nie dopytałam o ważność kosmetyku, nie sprawdziłam czy to nie podróbka i przede wszystkim nie kupiłam podkładu od zaufanego sprzedawcy, od którego zawsze kupowałam ten podkład. Żeby było jeszcze "zabawniej" to do tych wniosków doszłam w momencie kiedy fluid był na wykończeniu! Zużyłam całe opakowanie, cierpiałam niesamowicie a nie pomyślałam, że to przez niego mam takie problemy z cerą :(
Jedyne co mnie zdziwiło na samym początku to wygląd tego podkładu. Jakoś dziwnie się mienił, miał jakby malutkie drobinki w sobie. Revlon już kiedyś zaskoczył nas zmianą buteleczki, więc pomyślałam, że może tym razem zmienili formułę na bardziej rozświetlającą. Co swoją drogą nie do końca mi pasowało bo wolałam to matowe wykończenie niż blask.

Oczywiście odstawiłam już ten podkład i w tej chwili stosuję te dwa:
http://maybellinetrends.pl/affinitone-podklad/shade/19/

http://www.maxfactor.pl/pl/products/Face/Foundations/LastingPerformance/detail_enlarged.aspx
Affiniotone to nowość, którą używam pierwszy raz tylko dlatego, że nie było mojego odcienia Lasting Performance w Rossmannie, w którym akurat tego dnia byłam.

Próbuję teraz uratować moją cerę. Musze przyznać, że po odstawieniu Revlonu, skóra wygląda lepiej. Nareszcie! Teraz dwa razy się zastanowię zanim kupię Revlon Color Stay.
Stosuję na moje policzki głównie Maść ochronną z wit. A na zmianę z maścią Hud Salva, która jest idealna dla osób z atopowym zapaleniem skóry, więc tym bardziej powinna mi pomóc.
Macie jeszcze jakieś rady na taki alergiczno-poparzeniowy problem?

12 marca 2012

Wielki powrót Celebre

Zdecydowałam, że muszę poinformować o tym, iż Avon zdecydował się wprowadzić, moim zdaniem jeden z piękniejszych zapachów do swojej stałej oferty. Perfumy te towarzyszyły mi jeszcze jak byłam w gimnazjum, więc używając ich czuję jak nastolatka i przywołuję mnóstwo wspomnieć z tego okresu. Oczywiście mowa tu o wspanialej wodzie toaletowej Celebre!

Źródło: http://www.avon.sklep.pl/miniaturki/285.jpg

Jak zapewne wiele osób korzystających z oferty Avon zauważyło, że Celebre nie były dostępne od paru ładnych lat. Ja osobiście bardzo na tym ubolewałam, bo był to mój ulubiony zapach. Niezwykle kobiecy i kwiatowy, może w niezbyt fantazyjnej buteleczce, ale za to niezwykle trwały jak na wodę toaletową! Uwielbiam go i uważam to za wspaniałe, że znowu mogę ich używać. Obecnie perfumy te są dostępne w promocji i mam nadzieję, że długo się w niej utrzymają lub będą często dostępne w niższych cenach abym mogła uzupełniać zapasy :)
Polecam wszystkim, którzy lubią kwiatowe i delikatne zapachy.

19 lutego 2012

Przydatne aplikacje na Androida wg dziuniek :)

Ostatnio Agnieszka Nieesia http://agisboutique.blogspot.com/ pokazywała co tam ma ciekawego w swoim telefonie - link do notki http://agisboutique.blogspot.com/2012/01/faq-moje-ulubione-aplikacje-na-iphone.html . Głównie polecała programy do obróbki zdjęć, różne aplikacje i programy pomagające w wielu czynnościach na co dzień. Oczywiście Agnieszka jest posiadaczką iPhone'a, który spokojnie jest dostępny u nas w Polsce, jednak ja nie przepadam za telefonami tej firmy, ale skusiłam się na innego smartphone'a, bez którego teraz nie wyobrażam sobie życia.
Mój telefon to Samsung Galaxy S I (model GT-I9000) i posiadam go od września 2011 roku.
Pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi aplikacjami i grami, które polecam właśnie na Androida. Linki programów, które możecie znaleźć w Android Market podam na końcu notki.

Na pierwszym ekranie obowiązkowo znajduje się program 3G Watchdog, który pomaga w zarządzaniu pakietem internetowym przez monitorowanie jego zużycia.
Następnie aplikacja APN on/off, która najzwyczajniej w świecie umożliwia włączanie i wyłączanie internetu w telefonie.
Polecam także program Wygaś i zablokuj. To doskonała alternatywa do blokowania ekranu kiedy nie chcemy lub nie mamy łatwego dostępu do przycisku on/off w telefonie.



Prócz standardowych programów jakie oferuje Samsung ściągnęłam kilka dodatkowych. O tych pierwszych wspominać nie będę natomiast lista programów i aplikacji przydatnych przedstawia się następująco.

Listonic pomaga w tworzeniu list zakupów i nie tylko. Używam tej aplikacji bardzo często ponieważ zapisuję sobie to co muszę kupić w najbliższych dniach i dzięki temu nigdy o niczym nie zapomnę.
Ringdroid to program do tworzenia własnych dzwonków. Wybieramy mp3 i tworzymy swój własny dzwonek lub dźwięk powiadomienia. Rewelka, bo nie zawsze możemy znaleźć w sieci akurat te kawałki, które chcemy, więc możemy stworzyć coś swojego.
TweetDeck to aplikacja do obsługi Twittera w telefonie. Nie mogę mieć tego standardowego dla telefonów z Androidem ponieważ za każdym razem się zawiesza. TweetDeck sprawdza się idealnie bo jak ktoś nie chce korzystać z aplikacji Facebook to za pośrednictwem TweetDeck możemy się logować na FB.
ColorNote to znane wszystkich karteczki samoprzylepne post-it tylko w tym wydaniu nic przyklejać nie musimy a dodajemy notatki lub listy zadań na pulpit telefonu.
Program TV zawiera listę prawie wszystkich kanałów telewizyjnych i ich programów. Przydaje się jak czasem chcemy sprawdzić co leci w telewizji.
Shazam myślę, że jest już znany. Kiedy leci coś fajnego w radio lub w telewizji a nie wiemy co to za kawałek, wystarczy uruchomić tą aplikację i dopasowuje ona utwór do wykonawcy.
CashDroid jest rewelacyjny! Polecam każdemu kto prowadzi swój budżet i lubi kontrolować swoje wydatki.

Jeżeli chodzi o gry to bardzo szybko je przechodzę i często poszukuję na Android Market czegoś nowego. W tej chwili zainstalowane mam takie gry, ale w szczególności polecam wszystkim znane Angry Bird, Bubble Blast, Bubble Shoot, Kapsle oraz Ceramic Destroyer.



A może Wy polecicie mi coś fajnego na telefon? Jestem ciekawa czego używacie i jakie aplikacje uważacie za niezbędne!
*****
Linki:
https://market.android.com/details?id=net.rgruet.android.g3watchdog&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=com.katecca.screenofflock&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=com.l&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=com.thedeck.android.app&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=com.ringdroid&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=com.socialnmobile.dictapps.notepad.color.note&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=pl.wp.programtv&feature=search_result
https://market.android.com/details?id=com.financial.cashdroid.ads&feature=search_result#?t=W251bGwsMSwxLDEsImNvbS5maW5hbmNpYWwuY2FzaGRyb2lkLmFkcyJd

17 lutego 2012

Czego używam przed snem?

U mnie ze systematycznością stosowania niektórych produktów jest bardzo ciężko. Nie używam regularnie kosmetyków czy to z lenistwa czy z zapomnienia, ale skoro już nakupowałam tyle pierdołów to wypadałoby to używać, no nie?!
Dlatego też zadbałam szczególnie o pielęgnację wieczorem ponieważ rano wolę dłużej pospać i wstyd przyznać, ale nie mam czasu na stosowanie wszystkich potrzebnych produktów.
Aby sobie ułatwić to ciężkie zadanie zdecydowałam, że zaraz obok łóżka w takim oto pudełeczku będę trzymać kosmetyki, które obowiązkowo użyję przed snem.

A w środku:

Maść HUD SALVA – stosuję na łokcie, kolana, czasami pięty i stopy kiedy potrzebuję mocnego nawilżenia. Teraz jak jest mróz i skóra z twarzy schodzi mi płatami, pozwalam sobie nałożyć odrobinę w miejsca gdzie mam liszaje. Pomaga! Jako że jest to naprawdę uniwersalna maść to używam jej także na dłonie, ale tylko na noc bo jest naprawdę tłusta.






Masełko do skórek Burt’s Bees – mam dłonie w opłakanym stanie a skórki najbardziej na tym cierpią, zatem raz lub dwa razy dziennie wmasowuje ten produkt w skórę wokół paznokci.









Krem do rąk Kamill – krem to obowiązkowy kosmetyk chyba każdej kobiety. Czy Wy też macie tubki porozrzucane po całym mieszkaniu? Nie przepadam za tym, który obecnie wykańczam, ale zużyć trzeba i mimo, iż brzydko pachnie to sprawdza się całkiem ok. Jednak na pewno już nie zwrócę na niego uwagę w drogerii.






Maść ochronna z witaminą A – kolejny niezbędnik (czy jest ktoś kto jeszcze tej maści nie ma?), używam go raczej na twarz aby nawilżyć/natłuścić skórę. Produkt dobry i tani. Dostępny w aptekach.







 Krem do stóp Foot Works - w tym momencie używam właśnie tego. Przyznam się, że nie używam codziennie kremu do stóp i przez to moje stopy są często zaniedbane.








Pomadka ochronna do ust Nivea - uwielbiam tę pomadkę! Mam jeszcze jedną taką samą w torebce i w pracy. Usta mam bardzo często spierzchnięte, więc dopieszczam je jak tylko się da. Zielona Nivea jest w tym idealna bo wręcz natłuszcza przez co nie mamy wrażenia, że szybko się wchłania i znika z ust.





Dodatkowo w moim pudełeczku znajduje się pilniczek do paznokci i klamra do spinania włosów. Oba produkty są z Rossmanna. Klamra przydaje mi się rano jak wykonuję makijaż natomiast pilnik musi być zawsze pod ręką. Osobiście uwielbiam właśnie ten papierowy. Pilniczków jest w opakowaniu 10 szt. i starczają na bardzo długo.





Też posiadacie swój "wieczorowy niezbędnik"? Pochwalcie się.

15 lutego 2012

Ogrzewacze do rąk - hit tegorocznej zimy!


Wczoraj otrzymałam te magiczne ogrzewacze do rąk.

Nie sądziłam, że to taka fajna sprawa.
Tym, którzy jeszcze nie wiedzą jak to działa: serduszko przed użyciem jest płynne, ale w momencie gdy przełamiemy blaszkę, która znajduje się w środku robi się coraz to twardsze no i oczywiście gorące. 

Sprawdzałam wczoraj działanie i ponad 20 minut utrzymuje się ciepło. Wiadomo, że nie cały czas jest gorące bo to trwa jakieś 10 minut, ale i tak byłam bardzo zadowolona z działania. Ciekawe czy na zewnątrz, na mrozie równie długo można korzystać z ogrzewającej mocy.

Żałuję, że nie zdecydowałam się na zakup ogrzewaczy na samym początku, jak trwała taka ostra zima bo na pewno przydał by mi się ten gadżet jak czekałam i marzłam na przystanku autobusowym.

Moje ogrzewacze pochodzą z Empiku i kosztowały 9,90 zł (w opakowaniu znajdowały się dwie małe poduszeczki). Nie wiem jakie jeszcze są wzory w sprzedaży.

Polecam wszystkim zmarzluchom.

9 listopada 2011

Suplement diety na medal

Post dla wszystkich, którzy zmagają się z paskudnym wirusem opryszczki lub narzekają na osłabiony organizm.

Kilka miesięcy temu miałam paskudną opryszczkę, Tak paskudną, że wirus zaatakował całą górną wargę i dolną. Usta były spuchnięte i wyglądałam jak Angelina Jolie lub Naomi Campbell. Walczyłam z tym ponad 1,5 miesiąca. Przeszukałam chyba cały Internet w celu znalezienia jakiejś pomocy farmakologicznej ponieważ Zoviraxy, Erazabany czy plasterki Compeed po prostu przestały działać a wizyta u lekarza to byłaby chyba ostateczna ostateczność. W sieci osoby polecają dużą ilość leków, niektóre bardziej skuteczne inne mniej, jedne bez recepty a inne wymagające polecenia lekarza.
Ja znalazłam suplement diety, który moim zdaniem jest rewelacyjny.
Mowa tu o kapsułkach Immulina (jest też syrop).


To preparat przeznaczony dla każdego, kto prowadzi aktywny tryb życia lub odczuwa osłabienie organizmu, które może spowodować jakąś infekcję bądź chorobę. Może być stosowany przez cały rok w minimalnej dawce – 1 tabletki dziennie lub w momencie gdy znajdujemy się w okresie wzmożonego ryzyka infekcji lub opryszczki – nawet do 4 kapsułek dziennie. Oczywiście warto sobie robić od czasu do czasu przerwy w stosowaniu aby zupełnie nie uodpornić się na działanie.
Ilość tabletek jakie możemy dostać to 30 szt. (ok. ponad 35 zł) lub 60 szt. (ok. 59-60 zł) Z góry powiem, że opłaca się kupić od razu większe opakowanie, jednak dostępność ich w aptekach jest słaba. Prawie nigdzie nie mogę ich znaleźć. Jedyna apteka, która wiem, że zawsze ma Immulinę lub może specjalnie zamówić jest w innym mieście. Dlatego ostrzegam aby nie zniechęcać się do kupna, jeżeli będą problemy ze znalezieniem suplementu diety.

Co sądzę o tym leku?
Zimno na szczęście zniknęło i (tfu tfu i odpukać w niemalowane) jak na razie się nie pojawiło ponownie. Mój organizm w ciągu kilku lat z bardzo odpornego zamienił się w maksymalnie łapiącego wszystkie wirusy dookoła. Przez to średnio co 4-5 tygodni byłam chora. Otóż łykając Immulinę regularnie  żadne przeziębienie czy grypa mnie nie nawiedziły od prawie pięciu miesięcy. W moim przypadku to naprawdę sukces.
Jestem z tych kapsułek bardzo zadowolona i polecam każdemu. Główny składnik leku to algi (reszta to niestety sztuczne wypełniacze, barwniki i inne paskudy „E”), więc myślę, że nie powinien wyrządzić nikomu krzywdy.
Polecam!

6 listopada 2011

Seria recenzji kosmetyków z Biochemii Urody - OLEJEK MYJĄCY

Olejek myjący (pomarańczowy) z Biochemii Urody to kolejny kultowy już produkt do pielęgnacji twarzy. Nie mogłam się nie skusić na niego po tylu pochlebnych recenzjach na blogu oraz na You Tubie. Jako, że ciągle szukałam swojego idealnego produktu do mycia twarzy, wiązałam z nim ogromne nadzieje.
BU proponuje kilka olejków myjących jednak ja od początku wiedziałam, że zdecyduję się właśnie na ten. Obowiązkowo musiał to być olejek o zapachu pomarańczy ponieważ po niekoniecznie miłych przeżyciach z używania kremowego żelu lipidowego z Iwostin  (ten śmierdzi niemiłosiernie) chciałam czegoś przyjemnego w użyciu.
Olejek jak sama nazwa wskazuje ma konsystencję oleistą jednak nie zostawia takiego uczucia po umyciu twarzy. Wszystko fajnie zmywa się wodą. Skóra po użyciu jest czysta, gładka i dobrze oczyszczona. Makijaż schodzi idealnie. Jednak trzeba pamiętać aby przed każdym użyciem dokładnie wstrząsnąć butelką! Mnie przez zapomnienie parę razy zdarzyło się tego nie zrobić i co zauważyłam? Skóra strasznie mi się przesuszyła a sama barwa produktu po wylaniu na dłoń była dziwnie brązowawa.

Polecam bardzo mocno ten kosmetyk ponieważ to jedyny jak do tej pory produkt do mycia twarzy, który mnie nie podrażnił, nie wysuszył i ma wszystkie właściwości, które chciałam.

4 listopada 2011

Seria recenzji kosmetyków z Biochemii Urody - PEELING ENZYMATYCZNY Z BROMELAINĄ

Może i szał na produkty ze strony Biochemia Urody już minął, ale ja dopiero teraz decyduję się na recenzję i planuję w najbliższym czasie opisać wszystkie produkty, które zakupiłam [klik]. Wolałam dobrze przetestować kosmetyki aby móc z czystym sumieniem polecić lub odradzić.

Dziś skupiam się nad szeroko już omawianym i rozsławionym wręcz peelingu enzymatycznym z bromelainą.
Tak wyglądały wszystkie składniki przed przygotowaniem.
Nie chcę się za bardzo skupiać nad ogólnymi właściwościami i zastosowaniem ponieważ to wszystko można przeczytać na stronie BU [klik] na którą zapraszam. Nie widzę sensu w powtarzaniu tego co można spokojnie przeczytać.
A tak wygląda gotowy peeling
Jakie są moje odczucia?
Peeling w opakowaniu pachnie troszkę jak algi, ale po dodaniu wody bądź hydrolatu zapach zmienia się w najsmaczniejszą owsiankę! Aż by się chciało go zlizać!
Enzymy zawarte w peelingu działają pod wpływem wody dlatego trzeba dbać aby cera była cały czas nawilżona. Może to być trochę trudne ponieważ peeling bardzo szybko wysycha i zasycha na twarzy. Polecam spryskiwanie co jakiś czas wodą termalną lub hydrolatem lub jak podaje producent używać pod prysznicem.
Pierwsze użycie było tragiczne! Skóra strasznie piekła i swędziała za razem. Nie mogłam znieść tego niekomfortowego uczucia, więc byłam zmuszona trzymać peeling na twarzy krócej niż jest to zalecane. Do tej pory nie jestem w stanie go używać ponieważ zawsze moja skóra jest podrażniona a to pieczenie czuć nawet po kilkunastu minutach. Dziewczyny na You Tube ostrzegały przed tym jednak w ich przypadku swędzenie znikało po którymś użyciu. u mnie nadal było tak samo. Mimo tych nieprzyjemności to stan mojej skóry zdecydowanie się polepszył!
Cera po pierwszym użyciu była gładka, delikatna i przyjemna w dotyku. Pory zdecydowanie wyglądały na oczyszczone i gdyby tylko nie te nieciekawe doznania to z pewnością określiłabym ten peeling numerem jeden! Szkoda, że moja cera okazała się być zbyt wrażliwa i niestety musiałam go oddać.
Jednak polecam wszystkim wypróbowanie peelingu enzymatycznego z BU. Może ostrzegłabym osoby z cerą suchą ponieważ ja taką mam i uważam, że to może być powód tego, że kosmetyk nie do końca się sprawdził. Jednak kto się nie przekona sam ten nie będzie wiedzieć :)

3 listopada 2011

Tuszowy post

Zapewne nie ja jedna uważam, że tusz do rzęs to kosmetyk wręcz niezbędny w kosmetyczce.
Mam już swojego ulubieńca – Maybelline Colossal Volum, ale czasami testuję inne maskary. Prócz tej i znanych oraz drogich jak Lancome, Clinique czy Estee Lauder żaden inny nie spełnia moich oczekiwań. Moje rzęsy są raczej długie i kręcone, jednak strasznie mi wypadają i są bardzo przerzedzone. Zależy mi zatem aby optycznie zwiększyć ich objętość i je pogrubić. Jak już się domyślacie idealne szczoteczki do tego to te największe z najbardziej gęstym włosiem. Myślałam, że Maybelline nic nie przebije, ale się myliłam. 
W drogerii znalazłam maskarę Rimmel Volume Flash Scandaleyes Mascara. 

Niska cena (niższa niż Maybelline Colossal Volum) i chęć przetestowania nowości spowodowały, że zabrałam ją ze sobą do domu. Jej szczotka jest ogromna! Większa niż mój ulubieniec posiada.
Ja lubię takie szczotki, choć wiem, że wiele z Was woli mniejsze ponieważ są łatwiejsze do okiełznania i nie brudzą okolicy oczu.

Porównanie Maybelline i Rimmel
Co o samym tuszu? Używam go z przerwami od kilku tygodni i jego działanie mi odpowiada. No bo co więcej można powiedzieć o tuszu :) Jest czarny, długo się utrzymuje, póki co nie kruszy się (choć zauważyłam u siebie przypadłość, że większość tuszy pod wieczór jednak troszkę brudzą moją twarz). Co do sklejania rzęs to nigdy nie miałam z tym problemu bo są sposoby na to aby je rozdzielić, ale nie wydaje mi się aby ten tusz stwarzał duże problemy. Na tą chwilę zauważyłam dużą ilość grudek, ale sądzę, że każdy tusz do rzęs musi się „przyjąć” i nabrać trochę „tlenu” aby jego konsystencja stała się perfekcyjna.

Jak już jestem w temacie tuszy do rzęs to muszę wspomnieć o niewypale, jaki trafił mi się trzy miesiące temu. Kto zna ten tusz, ten wie ile pochlebnych opinii można znaleźć w Internecie.
http://www.rimmellondon.com/pl/sites/rimmellondon.com.pl/files/imagecache/rimmel_products_pictures/product_366_packshot.jpg
Po przeczytaniu tego posta już wiecie dlaczego za nim nie przepadam. Tak, chodzi o szczoteczkę. Jest masakrycznie mała i na dodatek plastikowa/gumowa. Ja preferuję wyłącznie typowe włosiaste szczoteczki. Oczywiście kupując tusz do rzęs zapomniałam (o dziwo!) zajrzeć do środka aby przekonać się czy szczoteczka będzie mi odpowiadać. Niestety, tak bardzo rozdziela rzęsy, że puste placki za bardzo rzucają się w oczu. Nie lubię tego efektu. No i nie powiem czy tak bardzo mocno podkręca rzęsy ponieważ moje są już wystarczająco podkręcone. Kupiłam przysłowiowego kota w worku dla mnie oczywiście, bo domyślam się, że jest dużo fanek tego tuszu.

29 sierpnia 2011

Zakupy - e.l.f., ecotools

Moje ostatnie zbiorcze zakupy są raczej skromne ponieważ unikam sklepów i niekontrolowanych zakupów z przyczyn mam nadzieję wszystkim znanych :) Jednak prócz zwyczajnych kosmetycznych rzeczy typu płyn micelarny, mleczko do demakijażu, płatki kosmetyczne, wkładki czy szampon do włosów, które jakimś pechem kończą się zawsze w tym samym momencie zakupiłam kilka produktów, które w jakiś sposób mnie urzekły.

O Biochemii Urody pisałam już tutaj. Jestem w trakcie testów i jak tylko wyrobię sobie konkretne zdanie to na blogu stworzę recenzję ponieważ pojawiają się bardzo mieszane odczucia.

Zakupiłam produkty z e.l.f., na które czaiłam się już jakiś czas. Mam już w swoim zbiorze cień do powiek i pędzelki, ale moja lista kosmetyków do kupienia znacznie się powiększyła. Skusiłam się jednak na razie na dwa produkty.
Cień pojedynczy Pebble kupiłam dopiero po tym jak zobaczyłam go u Kiediski86. Zachwalała go bardzo mówiąc o dużej trwałości i przepięknym odcieniu brązu. Szczerze to mnie również urzekł! Uwielbiam brązy i jeżeli chodzi o cienie do powiek to zdecydowanie brązy królują w mojej kosmetyczce. Cały czas szukam tego idealnego koloru i właśnie go znalazłam! Jest idealny i świetnie do mnie pasuje. Jeszcze nie nakładałam go na całą powiekę, ale w załamaniu stosuję od pierwszego dnia zakupu. Jestem oczarowania.

Róż z Astor, który służył mi przez wiele miesięcy tak dotknął dna, że rozkruszył się na kawałki. Zatem potrzebowałam również różu do policzków. Tu trwała walka między Inglotem a właśnie e.l.f.’em. Skusiłam się na ten drugi i chyba jednak troszkę żałuję. Kolo rMellow Mauve to ciemny róż troszkę jakby wpadający w czerwień. Lubię takie ponieważ nigdy nie miałam typowego różowego koloru ani brązu. Mam wrażenie, że te pasują idealnie do mnie. Kolor ładny, ale niestety nietrwały. Nawet jak nałożę go w sporej ilości to znika po paru godzinach. Wielka szkoda ponieważ nakłada się go bardzo łatwo i szybko.
Nie robię poprawek w ciągu dnia zatem produkt nie sprawdza się u mnie i jest mi smutno z tego powodu.


Kolejnym produktem są pędzelki z ecotools. Zakupiłam pędzel do różu, pudru i jeden do nakładania cieni. Co mogę powiedzieć o tych pędzlach? Na razie, niestety niewiele. Nie używam ich długo, więc dokładną recenzję zostawię na później. A może któraś z Was już je używała?

20 sierpnia 2011

Naturalny peeling cukrowy - Bielenda

Recenzja dotyczyć będzie naturalnego cukrowego peelingu kokosowego do ciała z Bielendy, seria Bio Plantacja. Peeling ten jest do każdego rodzaju skóry i nie wiem jak rozumieć stwierdzenie "anti stress" bo dla mnie kąpiel zawsze jest relaksująca i odprężająca.

Tak czy inaczej 200 ml produktu jest zapakowane w dosyć duży słoiczek. Jak dla mnie za duży. Może i ładnie wygląda, ale najważniejszy i tak jest środek.
Peeling pachnie bardzo słodko przez co ciężko mi stwierdzić czy to aby na pewno kokos. Od początku uważałam, że pachnie mi to trochę jak marcepan. Mimo iż zapach jest troszkę chemiczny i nie przepadam za marcepanem to całkiem przyjemnie pachnie. Podoba mi się.
Zapomniałam dodać, że to pierwszy tego typu peeling. Wcześniej używałam bardziej płynnych i w tubkach. Przez co ciężko mi było przyzwyczaić się do bardziej stałej konsystencji, która podczas masowania wypada z rąk. To dosyć frustrujące gdy tyle produktu marnuje się pod prysznicem, zwłaszcza, że kosmetyk wydaje się być mało wydajny ale przejdę do działania.


Peeling cukrowy z Bielendy dobrze wygładza skórę i pozostawia ją gładką. Zapach "kokosu" utrzymuje się na skórze tylko chwilę. To chyba nadal nie to co oczekuję od peelingu dlatego będę rozglądać się dalej. Nie skreślam go całkowicie, ale raczej używało mi się go bez rewelacji dlatego chętnie wypróbuję inne peelingi do ciała.

17 sierpnia 2011

Biochemia urody + informacje

Jest mi niezmiernie miło ogłosić, że w dniu wczorajszym blog queenofmybody obchodził swoje pierwsze urodziny!! Pamiętam to jak dziś, gdy z małą pomocą Iwetto stworzyłam stronę, która umożliwiała mi dzielenie się z Wami swoją opinią o produktach a co najważniejsze poznanie tylu ciekawych osób w tym wielkim wirtualnym świecie! Niesamowita rzecz.

Trochę statystyki:
  • do tej pory odwiedziło mnie ponad 14 800 osób! Wow!
  • stworzyłam 40 postów i pojawiło się ponad 220 komentarzy pod notkami
  • wyjątkowo mocno polubiłam 80 blogów a lista obserwowanych wciąż rośnie bo co tydzień poznaję nowe strony
  • osób, które dodały mój blog do swoich ulubieńców jest 90! Cieszę się bardzo i mimo iż nie jestem aktywna na stronie to  liczba obserwujących ciągle rośnie!
Życzyłabym sobie abym nie zaniedbywała więcej bloga jak to niestety jest teraz. Wiąże się to niekiedy z brakiem czasu lub weny choć pomysłów mam w głowie mnóstwo. Chciałabym poświęcać pisaniu notkom więcej czasu jednak jestem perfekcjonistką i jeżeli coś nie podoba mi się do końca, lub nie mogę poświęcić całej swojej uwagi blogu to nie realizuję wielu projektów i chcąc nie chcąc wiele notek ląduje w koszu.

Chciałabym również prócz częstszego pisania, dodawać więcej zdjęć do notek bo to bardzo wzbogaca informacje (podziwiam dziewczyny, które dodają nowe posty niemalże codziennie!). Kiedyś ogólnie dużo pisałam, teraz nie jestem w stanie czasami sklecić kilkudziesięciu prostych zdań. Poza tym, niestety mój sprzęt ograniczał się do aparatu w telefonie komórkowym a to zdecydowanie za mało.

Z tych dobrych rzeczy mogę powiedzieć, że właśnie wróciłam z urlopu, więc liczę iż moje naładowane w tym czasie akumulatorki spowodują wysyp nowych notek na blogu :) Nie obiecuję, ale bardzo bym chciała.
W dniu dzisiejszym po długim czasie dotarło do mnie zamówienie z Biochemii Urody, z którego strasznie się cieszę. Swoje zamówienie składałam od ponad pół roku opierając się na mocno rozbudowanych opiniach osób na Blogspocie oraz YT i mam nadzieję, że nie będę żałować swojego zakupu.
Recenzje pojawią się obowiązkowo na blogu jak tylko po testuję trochę te cudeńka.



Oto co zamówiłam:
  •  Peeling enzymatyczny z bromelainą
  • Maseczka morska z perłami
  • Serum na okolice oczu i naczynia
  • Olejek myjący - pomarańczowy
  • Hydrolat aloesowy
  • Olej tamanu ekologiczny

27 lipca 2011

Relax time

Co robię gdy nudzę się wieczorem jak mops? Urządzam sobie mini spa w zaciszu własnej łazienki!
Uwielbiam po ciężkim dniu zmyć z siebie makijaż, użyć peelingu drobnoziarnistego i nałożyć jakąś fajną maseczkę nawilżającą. Twarz od razu jak nowa! Pamiętam oczywiście o kremie nawilżającym ;)

No ale skoro dopieszczam twarz to muszę także zadbać o włosy, które niestety ostatnio są w opłakanym stanie. Po umyciu ulubionym szamponem z Nivea czas na maseczkę! Skończyłam tym samym maseczkę do włosów słabych i ze skłonnością do wypadania Biovax. Zastanawiam się czy nie wypróbować teraz tej dla włosów ciemnych bądź dla włosów przetłuszczających się.. . Owinęłam głowę czepkiem termalnym oraz dodatkowo ręcznikiem i zapakowałam się pod prysznic. Do złuszczenia skóry ciała użyłam pomarańczowego peelingu z Joanny, który niestety prócz świetnego zapachu nie działa rewelacyjnie, więc chcę go jak najszybciej wykończyć. Zwłaszcza, że mam jeszcze ten z Bielendy do użycia.

Żeby zachować tą aurę aromaterapii użyłam do golenia pianki z Wilkinsona o zapachu owoców leśnych! Mmmmm... raj na ziemi! Na koniec umyłam całe ciało olejkiem do kąpieli z Nivea (o którym nie raz wspominała YT-owa Nissiax83), które uwielbiam za swoje działanie i zapach. Jest na wykończeniu, ale nie przejmuję się tym zbytnio bo już w kolejce czekają na mnie dwa żele z Avon.

Na koniec tego relaksującego i przyjemnego wieczoru wklepałam balsam do ciała a właściwie spray z The Body Shop oraz potraktowałam swoje stopy grubą warstwą kremu.
Zapomniałam dodać, że uwielbiam zmywać Biovax z włosów i jeszcze przez długi czas czuć ten zapach na włosach!

Jestem teraz czyściutka, świeżutka, gładziutka i pachnąca! :P

... so fresh, so clean!...

25 lipca 2011

Czy chcę kuferek?

Ostatnio nie mogę ogarnąć własnego pokoju. Totalnie nic mi się nigdzie nie mieści a najgorzej jest z ubraniami, dla których brakuje mi co najmniej dwóch półek. I tak sobie pomyślałam, że mogłabym wygospodarować miejsce przenosząc część kosmetyków i kolorówkę do np. kuferka kosmetycznego :)

Jako, że zbliżają się moje urodziny to wymyśliłam sobie, że poproszę o właśnie coś takiego, tylko zastanawiam się czy warto? I czy mi się przyda?

Rozglądam się za takim modelem:
Źródło: http://allegro.pl/ca3b-kufer-kuferek-na-kosmetyki-b-duza-kosmetyczka-i1727287648.html

Zastanawiam się tylko czy funkcjonalny jest ten kuferek. Jako, że trzymałabym tam wszystkie swoje kosmetyki do makijażu to musi to być solidna rzecz bo planuję codziennie go otwierać. Nie mam dużo kolorówki, więc nie martwię się, że coś może się nie zmieścić. Makijaż i tak póki co wykonuję na podłodze, zatem wygodniej by było sięgać po kosmetyki z kuferka niż z szafki.

Myślę, że plusów znalazłoby się jeszcze więcej, jednak bardziej zależy mi na minusach. Jeżeli któraś z Was miała styczność z kuferkiem i mogłaby się wypowiedzieć na ten temat to bardzo proszę - komentujcie. Co Wy o tym sądzicie? Będę zadowolona czy nie?

Rozdania, rozdania, rozdania...

Rzadko biorę udział w rozdaniach na blogu. Wiąże się to z tym, że chyba po prostu nie wierzę w swoje szczęście :) Ale w tych dwóch o których mowa poniżej musiałam obowiązkowo wziąć udział.
Nie tylko dlatego, że uwielbiam te blogi, ale nagrody są bardzo ciekawe i wyjątkowe.
Zobaczcie sami!

Rozdanie u Iwetto!



Rozdanie u nissiax83!

19 lipca 2011

Burt's Bees Lemon Butter Cuticle Creme

Tego produktu nie muszę chyba nikomu przedstawiać. Masełko do skórek Burt’s Bee Lemon Butter Cuticle Creme to już rozsławiony w Internecie produkt.
Zatem nie będę opisywać  dokładnie jego zastosowania i działania a skupię się na moich spostrzeżeniach i opinii. O samym masełku można przeczytać na Wizażu, na blogach innych dziewczyn oraz na YT.
Produkt do skórek jak każdy produkt do skórek ma nawilżać/natłuszczać okolicę paznokcia i Burt’s Bees radzi sobie z tym znakomicie. Od pierwszego użycia zaobserwowałam, że skórki przestały być suche a przyjemnie gładkie i mniej widoczne. Masełko wydaje się być tłuste i faktycznie jak nałożymy je na palce to przez chwilę radzę unikać dotykania innych przedmiotów, ale produkt za to szybko się wchłania. Nie spływa jak to robią olejki.
Produkt w opakowaniu ma konsystencję stałą, ale w kontakcie ze skórą automatycznie się topi i nie ma problemu z nałożeniem go na palce. Jest strasznie wydajny! Używam swojego codziennie kilka razy nawet a dopiero teraz widać lekkie wgłębienie. To duży plus.

Prócz właściwości pielęgnacyjnych zauważyłam, że masełko świetnie łagodzi podrażnienia.
Mam tendencję do skubania skórek i rozrywania skóry  wokół paznokcia w związku ze stresem i zdenerwowaniem. To taki mój brzydki nawyk, którego nie potrafię zwalczyć. Jak tylko pojawiają się jakieś rany krwawe bądź brzydko mówiąc „doskubałam się” do żywego mięsa smaruję to miejsce masełkiem Burt’s Bees i uwierzcie mi rezultaty widać od razu! Zaczerwienienie znika i rana bardzo szybko się goi! Nic nie boli, nie szczypie i podrażnienia znikają. Niesamowite! Prędzej musiałam chować dłonie bo wstydziłam się swoich nieestetycznie wyglądających palców.
Zapach jak można się domyśleć po nazwie produktu to taka kombinacja cytrusów, ale delikatna. Nie powinno nikogo drażnić. Zapach utrzymuje się na palcach.
Opakowanie jest poręczne i metalowe. Może na początku ciężko się otwiera, ale to kwestia wprawy i z czasem opakowanie już nie robi psikusów. Moje masełko trzymam w torebce i dzięki opakowaniu przykleja się do magnesów zamykających niektóre kieszonki :) Także zawsze wiem gdzie jest.

Może przejdźmy do wad…. Których tak naprawdę nie zauważyłam. Nie dostrzegłam niczego co by mi się nie podobało, źle działało czy odrzucało. Jest ok. Polecam.

4 lipca 2011

"Przeprosiłam się" z pudrem z Sephory

Miałyście kiedyś tak, że nowo zakupiony produkt nie spełnił Waszych oczekiwań? Zdecydowaliście się go odłożyć na bok z grymasem na twarzy, że to kolejny raz kiedy zmarnowałyście tylko pieniądze i pewnie trzeba będzie komuś oddać lub odsprzedać? No właśnie, ja miałam tak często ponieważ robiłam zakupy pochopnie, bez namysłu czy sprawdzenia.
A ile z tych produktów wróciło do łask?
Ja zawsze daje kosmetykom drugą szansę. Czasem nawet trzecią i czwartą :)
Tak też było z pudrem z Sephory. Kupiłam go "dla spróbowania". Potem żałowałam bo był dla mnie za drogi i nie dobrałam odpowiedniego koloru. Przeleżał w mojej szafce chyba pół roku aż sięgnęłam po niego ponownie chyba tylko dlatego, że mój ulubiony prasowany puder z Inglot był za ciemny i wszystkie inne mnie nie zadowalały.
To zadziwiające jak nagle okazał się on być idealny dla mnie :) Tak intensywnie go używam od kilku miesięcy, że sięgnął dna i już zastanawiam się czy nie kupić kolejnego opakowania. Sprawdza się u mnie doskonale.




Puder z Sephory jest bardzo delikatny i dzięki temu, że jest drobno zmielony ładnie wtapia się w skórę powodując, że cera staje się miękka i aksamitna. Nie odznacza się jak to lubi robić najtańszy podkład na rynku z Rossmanna - Synergen. W opakowaniu może wydawać się ciemny, ale tak na prawdę to na twarzy nie jest aż tak widoczny. Według mnie utrwala dobrze makijaż.
Niestety nie pamiętam ceny, ale Sephora ostatnio ma dużo promocji, więc można się nad nim zastanowić.

30 czerwca 2011

Pain Pot - MAC - Soft Ochre

Przymierzałam się do zakupu Paint pota z MAC już od dłuższego czasu. Szukałam wszystkie za i przeciw. Zastanawiałam się nad kolorem itp. Niby zwykły cień w kremie czy baza pod cienie, jednak ja liczyłam, że rozwiąże on mój problem z zaczerwienioną i siną skórą w okół oczu.

Byłam pod wrażeniem efektu na powiekach jakie widziałam u katOsu, która jako pierwsza zapoznała mnie z tym kosmetykiem. Wszystkie moje bazy pod cienie jakie używałam (ArtDeco i Gosh) nie powodowały ujednolicenia koloru na powiece tak jak to cudeńko.
Zdecydowałam się w końcu na zakup Soft Ochre i te 5g produktu kosztowało mnie ok. 75 zł. Niby dużo jak za taką ilość, ale uwierzcie mi, że Paint pot jest bardzo wydajny. Przy moim codziennym używaniu nie zaobserwowałam dużego zużycia a przede mną jeszcze ok. 96% produktu.

W rzeczywistości nie jest tak pomarańczowy. Ciężko mi było znaleźć dobre światło. Na dodatek zdjęcia robione telefonem komórkowym.



Pierwsze wrażenie?
Paint pot naprawdę kryje! Świetnie rozjaśnia skórę w okół oczu i powoduje, że jest ona gładka i pozbawiona zaczerwień. Jednak zawiodłam się na trwałości. Już po paru godzinach cienie i tym samym Pain pot zbierały mi się w załamaniu powieki. Gorzej niż bym nie użyła żadnej bazy! W kolejnych dniach próbowałam a to nałożyć mniej, a to więcej, rozprowadzić tak, albo inaczej. Już się załamałam, że to kolejny produkt z MAC, który totalnie mi nie pasował i który będę musiała komuś oddać. Mimo swojej natury byłam bardzo cierpliwa i nie dałam za wygraną.
Jakoś udało mi się okiełznać ten produkt do takiego stopnia, że używam go do tej pory. Jest dobry jako sam cień oraz baza, jednak na większe wydarzenia stosuję normalne bazy pod cienie bo aż tak nie ufam produktowi MAC.
Zastanawiałam się jak on działa i doszłam do tego, że po prostu szybko zastyga i jeżeli nie rozprowadzimy Paint pota dokładnie od razu to zrobią nam się plamy i ciężko będzie to rozsmarować. Ciężko usunąć go wodą, zatem można by go nazwać wodoodpornym.
Nie jest to produkt dla mnie idealny i obowiązkowy, ale skoro go mam to wykorzystam bo może być alternatywą bazy.



Fajną recenzję zaserwowała nam smoky evening eyes - Link do notki.